Weryfikacja na właściciela kota? Nie przeszliśmy jej!
Nie tylko hodowcy rasowych, drogich psów i kotów wprowadzają restrykcyjne umowy dotyczące warunków i zasad, w jakich ich wychowankowie będą żyć u nowego właściciela. To także praktyka schronisk dla zwierząt, zarówno tych prywatnych jak i samorządowych.
Chętni do adopcji muszą podpisać stosowne umowy, zagwarantować wykonanie zawartych w nich punktów, poddać się nawet wizytom "weryfikacyjnym" przed i po adopcji.Przykładowa umowa adopcyjna zobowiązuje właściciela psa ze schroniska m. in. do:
Jeśli adoptujący nie wypełni któregokolwiek z punktów, można mu odebrać zwierzę.
- Zapewnienia zwierzęciu opieki weterynaryjnej, w szczególności obowiązkowych szczepień
- Zapewnienia zwierzęciu wyżywienia i wody
- Zapewnienia zwierzęciu poszanowania, ochrony, opieki
- Zapewnienia, że nie będzie się zwierzęcia odsprzedawać lub w jakiejkolwiek formie przekazywać dalej
- Nie podawania zwierzęcia eksperymentom medycznym lub jakimkolwiek innym zabiegom
- Sterylizacji suczki/kotki (zwykle na koszt schroniska/azylu) u wskazanego lekarza weterynarii
- Wyrażeniu zgody na wizyty w domu pracowników schroniska/azylu w celu sprawdzeniu warunków, w jakich żyje zwierzę
Poddani takiej "weryfikacji" mogą się czuć nawet urażeni. Jednak dla dobra sprawy lepiej schować dumę do kieszeni, przecież to wszystko służy tak naprawdę dobru zwierzęcia, zapewnieniu mu właściwego domu, gwarancji opieki weterynaryjnej, no i wielkiej miłości.
Nam raz udało się NIE PRZEJŚĆ weryfikacji. Odpadliśmy na wstępnym etapie telefonicznym.
A było to tak...
Telefon nr 1 - do schroniska z pytaniem o możliwość adopcji kociaka, najlepiej czarnego. Jest maj, dopiero początek urodzaju na kociaki. Akurat czarnego nie ma, ale:
- Jest w prywatnym azylu mojej znajomej, podam zaraz numer telefonu - mówi pracownik schroniska.
Telefon nr 2 - do owej znajomej. I tu zaczynają się schody. Zamiast pytań o gwarancję domu, jedzenia oraz opieki weterynaryjnej dla kociaka, zaczyna się o wiele bardziej szczegółowy wywiad środowiskowy...
- A wiec macie psa? Wilczura... - pani potwierdza powzięte ode mnie informacje... - I już mieliście kota. Co się z nim stało?
Tłumaczę, że lata żył w zgodzie z psem, szczęśliwy polował na myszy i spacerował po polach. Miał opiekę weterynarza, był terminowo szczepiony i poddawany innym niezbędnym dla jego zdrowia zabiegom. Aż odszedł... To był nieszczęśliwy wypadek...
I czuję, że mam coraz mniejsze szanse. W końcu słyszę:
- Proszę się nie gniewać. Przepraszam, ale ja mego czarnulka nie oddam. On ze mną śpi w łóżku, a nie biega po polach. Poza tym wilczury atakują koty.
Bęc. Wizja czarnego kota żyjącego w naszej rodzinie w zgodzie z Carycą pękła jak bańka mydlana. Jednak nie mam żalu do tej pani. Na pewno dużo miłości przelewa na kociaki, którymi się opiekuje. I dobrze, że tak jest. Wobec ogromu okrucieństwa wobec zwierząt, z jakim spotykamy się na co dzień, takich dobrych i przepełnionych miłością do zwierząt ludzi jest wciąż za mało.
Telefon nr 3 - do znajomego lekarza weterynarii... On, owszem, kociaka ma, ale nie czarnego. Maluch jest po tzw. przejściach, przywieziony z interwencji przez Straż Miejską, z bardzo zaawansowanym kocim katarem. Obecnie na ukończonym leczeniu, po serii antybiotyków. Tyle, że jeśli odda go do schroniska - a taka jest procedura - to taki osłabiony po ciężkiej chorobie kociak, znów zapadnie na jakąś parszywą wirusową przypadłość i jego szanse przeżycia spadną.
Pan doktor przesłał zdjęcie pacjenta...
No okej, trochę czarnego w nim jest.
Zapadła decyzja: Bierzemy nie-czarnego kota.
Pani, u której nie przeszliśmy weryfikacji, wyślemy podziękowania i foto naszego Łatka, jak śpi na tapczanie. Po polach też spaceruje. Caryca go - po długim namyśle - zaakceptowała. Jest szczęśliwy.
Pan doktor przesłał zdjęcie pacjenta...
Weterynarz przesłał zdjęcie, decyzja zapadła (Fot:MT). |
No okej, trochę czarnego w nim jest.
Zapadła decyzja: Bierzemy nie-czarnego kota.
Pani, u której nie przeszliśmy weryfikacji, wyślemy podziękowania i foto naszego Łatka, jak śpi na tapczanie. Po polach też spaceruje. Caryca go - po długim namyśle - zaakceptowała. Jest szczęśliwy.
Nie jest czarny, za to śpi, gdzie tylko zechce (Fot: JPzK2) |
Komentarze
Prześlij komentarz